#1 2015-02-06 15:35:31

 Satis Verborum

Administrator

49741636
Skąd: Kraków
Zarejestrowany: 2014-10-29
Posty: 1219
WWW

Mowy Alexandra Carrowa

W tym miejscu Alex wygłosi swoje mowy finałowe - wstępną i końcową.

Offline

 

#2 2015-02-06 17:57:50

 Alexander Carrow

Zwycięzca

49018135
Zarejestrowany: 2014-12-28
Posty: 133

Re: Mowy Alexandra Carrowa

"Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego."


Hej, cześć, czołem!

Po wcześniejszym niedowierzaniu, które pomimo wszelkich pozorów przeszło mi dość szybko, teraz już wierzę, że jestem w finale, co więcej sądzę, że zasłużyłem na miejsce w nim, a nawet na coś więcej. Ale może wszystko po kolei, chaotyczność przestanie bić po oczach i każdy będzie zadowolony, w każdym razie taką mam nadzieję ;> #straszna emotka.

Wszystko zaczęło się od tego, że kilka miesięcy temu zobaczyłem na castewejsie ogłoszenie, że niejaki(a) Satis zamierza stworzyć Survivor w klimacie Harry'ego Potter. Od razu obok mojej głowy pojawiła się świecąca żarówka, jak u Dobromira! Survivor+Potter=must play. Jestem ogromnym fanem Harry'ego, a jeszcze większym entuzjastą Surva(albo na odwrót). Później jeszcze zagrałem w jednej edycji  razem z Satis, a jej poznanie tylko mnie utwierdziło w tym, że po prostu muszę się tutaj zgłosić. I to chyba(CHYBA) była najlepsza decyzja w moim survivorowym życiu. Potem zaczęła się już gra właściwa, ale doszedłem do wniosku, że nie będę robił jej mega opisu, bo to by się spotkało tylko z reakcjami "omójbożeiletekstu ;_:", od tego są pytania jury, żeby przywołać jej najważniejsze momenty i przebiegi, które już pokażą wszystko : D. Skupię się po prostu na tym, co uważam za najważniejsze w mojej grze, takie mocne wejście : D. #Odejście od szablonów,shocker tak bardzo xd

Survivor to przede wszystkim "outwit, outplay,outlast"....dobra żartuje XD ten tekst już jest tak przeżarty i wyeksploatowany, każdy tak zaczyna, a po co być każdym, jak można być sobą? I właśnie to było najważniejsze w moim gameplay'u. Przez wszystkie dni byłem tylko i wyłącznie sobą. Jak mi się coś podobało to to mówiłem, jak nie to dobitnie stwierdzałem fakt, że tak nie jest. Z początku starałem się stwarzać obraz postaci, która jest po prostu głupim, nadaktywnym nastolatkiem, którego łatwo zadowolić- wystarczy mu coś podać na tacy, a on to weźmie, może nawet podziękuje i pochwali. Ale tak było tylko na początku, żeby w początkowych etapach rozgrywki, jak najbardziej zsunać celownik ze swojej osoby, żeby każdy myślał, że do do swojego planu przekona Alexa, że Alex go poprze, że Alex pójdzie jak głupia ameba na ścięcie, bo wystarczy mu tylko coś ładnie zaśpiewać i oddaje się cały. Dzięki moim staraniom większość ludzi tak właśnie zaczęła o mnie myśleć. Nikt nie brał mnie całkowicie na poważnie, stało się to do czego dążyłem. Kto by wtedy pomyślał, że dojdę aż fo finalu? No właśnie XD. Wtopiłem się w tłum, ale jednocześnie byłem na tyle widoczny, że nikomu przez głowę nie przeszła myśl, żeby mnie wyrzucić.

Dopiero po połączeniu(tym ostatecznym) zacząłem wychodzić z kokona i pokazywać pazur, np. tym że chciałem wyeliminować w F9 Teo. Nie bałem się dużych, odważnych ruchów, nawet jeśli te były ryzykowne, nawet jeśli konsekwencje mogły być wyjątkowo dla mnie niekorzystne. Jeśli ktoś chce dokonać big move to cała reszta go uspokaja i mówi, że jescze ma czas, że jest za wcześnie. To zwykłe czcze gadanie, mowa trawa, nigdy nie jest za wcześnie. Takie mówienie jest domeną prawdziwych ameb, które smutno dryfują przez grę, ciągnięte przez silniejsze charaktery do finału, w którym przegrywają do zera, bo były zbyt bierne, żeby czymś zabłysnąć, bo się bały coś zrobić. Nie można mi zarzucić nieustannej bierności w grze. Owszem pojawiała się, ale zawsze byłem gotowy ją przerwać, nigdy nie oddawałem głosów wcześniej, bo wiedziałem, że nadal może się coś stać albo że ja mogę na coś wpaść. Początkowy etap gry nie wymagał tego ode mnie, byłem zawsze chroniony sojuszem i szerokim wachlarzem kontaktów, a z tym wiąże się inna, dość istotna sprawa.

Ilekroć gra zmieniała swoją dynamikę (a Satis o nią nieustannie dbała), tylekroć byłem w stanie się ustawić w takim miejscu, które gwarantowało mi przeżycie. I to nie przeżycie typu "byle do następnej rady". Bezpieczeństwo długoterminowe, takie samo jak przy GMO xd, zawsze dążyłem do pozycji w tej "górnej" części. Nie lekceważyłem nikogo. Pomimo tego, że ciągle byłem członkiem różnych odnóg początkowego Sojuszu Szóstki(czy ósemki/siódemki- liczba się nonstop zmieniała XD) utrzymywałem kontakty z pozostałymi osobami. Survivor jest nieprzewidywalny, po każdej radzie można spaść z "on the top" na samo "on the bottom". Sam tego doświadczyłem, właśnie we wspomnianym wcześniej F9. Blindside na Teo nie wyszedł. Przynaję był dość topornie przygotowany, sam spodziewałem się, że coś nie wyjdzie, nawet rozważałem wtedy przekazanie HII, które wbrew mojej plotce rzuconej w eter, wcale nie zdobyłem przypadkiem wchodząc do Działu Zakazanego na biologii XD. Miałem je od czasu rozdania drugich nagród za dzienniki. Zdobyłem je w Komnacie Tajemnic, a ten kit z biologią i zeszytem zaistniał tylko po to, żeby pozostałe osoby, nie przestały mi ufać, bo jeśli bym go użył, nie mówiąc o tym nikomu (oprócz Nat), to to by raczej na pewno wydało się podejrzane, a tak wciąż miałem czyste konto. Wracająch jednak do spadania na dno, w którym mam doświadczenie XD...po eliminacji Martina z gry, moja sytuacja była zła, żeby nie powiedzieć koszmarnie tragiczna, jak lekcje obrony z Umbridge, więc trzeba było coś zrobić! Dokładnie tak jak w serii HP. Pokonać tych, którzy znajdywali się u władzy. Nie tchórzliwie się do nich przyłączyć,ale pokonać, ponieważ pomimo ich zapewnień, jakoś nie chciało mi się wierzyć, że nie jestem następny :c.

Z tego paskudnego miejsca udało mi się przedostać na pozycję najbardziej wpływowego gracza, którą już utrzymałem do końca gry, bez żadnych obniżeń formy. Jeszcze 2-3 godziny przed radą F8 odpadał Anthony, a ja dobrze wiedziałem, że to tylko przedłluży moją egzekucję. Rozmawiałem o tym z Jacobem, ale on się bał o  tym pogadać ze Stevem, albo przez te kilka dni wyjątkowo nieudolnie z nim rozmawiał XD, więc po raz kolejny pokazując odwagę napisałem do niego. Po 30 minutach już głosowaliśmy razem. Nie uwłaczam tu niczym Steveowi, to po prostu oznacza, że aby zrobić coś, dokonać czegoś, trzeba znaleźć w sobie odwagę. Blindside Victora był w toku, Alex oczyszczony ze wszystkich zarzutów...jak Potter! Doprowadziła do tego moja determinacja, determinacja do tego, żeby wygrać, a nie przetrwać jedną radę. Można grać i być aktywnym, a można też siedzieć ładnie w grze, ale i bezsensu.  Zawsze byłem zdania, że lepiej odpaść próbując coś robić, niż dojść do finału, ale bezczynnie, więc zdecydowanie jestem za tą pierwszą opcją.

Edycję temu określono, że mam małą warstwę strategiczną, może to prawda; w Hogwarcie jednak ewoluowała, zwłaszcza wtedy, gdy byłem przyparty do muru. Wcześniej wszystko szło mi dobrze, po małym kryzysie wszystko zaczęło wychodzić wspaniale, dokładnie tak jak sobie planowałem. Było to bezpośrednio związane z inną "warstwą" (survivor jak cebula XD)- warstwą socjalną .Chodziły nawet pogłoski, że w grze siedzę tylko dzięki mojemu super socjalowi. I jestem z tego dumny! Survivor to dla mnie przede wszystkim szansa na poznawanie nowych ludzi, tworzenie nowych kontaktów i pielęgnowanie tych starych. To właśnie w tej grze lubię najbardziej. Niektórzy ekscytują się suchą strategią, ale żadnej strategii nie da się wprowadzić w życie jeśli się nie ma socjalu, który ułatwia w przekonywaniu innych do swoich racji. O wiele łatwiej można wszystko przeprowadzić, jeśli ludzie Cię lubią. Starałem właśnie się być taką osobą, którą...można lubić, którą da się lubić i chce się lubić. Do której każdy przychodzi jak mu się nudzi i nie ma co ze sobą zrobić, do której ktoś pisze, jak ktoś do Ciebie napiszę, z którą obmawia się swoje plany i pyta o rady. Zawsze odpisywałem, nie od razu, ale jak ktoś chciał pogadać to znajdywałem czas, nie ważne czy byłem w domu, czy w kinie, czy w autobusie czy w innych bardziej egzotycznych miejscach. Wykorzystałem w pełni wiedzę, zgodnie z którą bez socjalu nigdzie się nie dojdzie. Dzięki mojemu socjalowi podczas trwania Hogwartu nie dostałem ani jednego głosu eliminacyjnego, co jest dla mnie ogromnym sukcesem.

Równie ważną cechą mojej gry, choć nie tak widoczną jak aspekt socjalny była...lojalność! Ale nie zwykła lojalność na zasadzie "fajnie, super, gramy razem ok?", a potem płacz, szloch i jęk, że ktoś zdradził. Lojalny jestem tylko wtedy, kiedy ktoś na to zasłużył. Na początku istniał główny sojusz większościowy, super było do niego należeć, ale nie odczuwałem potrzeby byciu mu lojalnym. Pierwsze oznaki tego uczucia pojawiły się u mnie po radzie F9- wtedy zadecydowałem, że nigdy nie zagłosuję na Natalie- prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Później do tego grona dołączył Jacob, ale z innej przyczyny. Owszem, pomógł mi, ale w mojej głowie narodził się pomysł finału Krukonów (który notabene udało mi się zrealizować). Nie rzucam słów na wiatr, nie lubię kłamać, ani mamić. Zdarzyło mi się to w tej edycji, byłoby dziwne gdyby nie, ale jeśli ktoś szczerze mi pomógł to mógł być pewny, że się od niego nie odwrócę, co świadczy o całkowitym oddaniu prawdziwym sojusznikom, tym najbliższym, z którymi mam nadzieję, utrzymać kontakt po edycji ; d.

Zmierzając pomału ku końcówi, bo Was zanudzę tą mową XD zostały mi do omówienia w tym "krótkim" wprowadzeniu do rzezi dwie rzeczy, trochę ze sobą powiązane. Kwestia szczęścia i zadań. Od zawsze uchodziłem za anytalent zadaniowy, więc przed rozpoczęciem postanowiłem sobie za punkt honoru, że już nigdy nie zlamię ani jednego zadania. I tego się trzymałem. Do każdej konkurencji podchodziłem z pełnym zaangażowaniem, każde chciałem wygrać, w każdym starałem się z całych moich sił i umiejętności. Dzięki temu zdobyłem swój mały Mount Everest, który kryje się po postacią czterech, pięknych indywidualnych immunitetów. Po połączeni wygrałem najwięcej zadań, aż cztery. I to najczęściej w kluczowych momentach, w których były najbardziej potrzebne. W niektórych pomogła mi, przez parę osób uznawana za bezwartościową, wiedza z zakresu HP. Dzięki niej wygrałem mój drugi immunitet i czwarty. Z łatwością kojarzyłem wszystkie fakty związane z książką, czy filmem xd.

W Survivora nie da się także grać bez szczęścia. Trzeba mu pomagać i przez całą edycję to robiłem. Prowadziłem dziennik- obszerny, chyba nawet ciekawy, nie przebierałem w nim słowa, opisywałem wszystko tak jak jest i tak jak ja to widziałem. Otrzymałem za niego dwie nagrody. Dodatkowo odwiedziłem dział ksiąg zakazany, jeszcze przed moją oficjalną wycieczką. Jak? Dzięki socjalowi, otrzymałem wszystkie obrazki z jego wnętrza od osób, które już w nim były. Udało mi się wypożyczyć dwie książki, w jednej nawet coś było XD. Warto też wspomnieć o mojej teorii co do książek- obrazki z działu Ksiąg Zakazanych symbolizują to co warto wypożyczyć. Najłatwiej to skojarzyć na podstawie gifu ze stroną 394. Pisałem kroniki, co stało się nagle jednym z moich ulubionych zajęć. Jak już się za to zabierałem to nie po to, żeby skończyć po paru wymuszonych zdaniach, starałem się utrzymać klimat Hogwartu. Dzięki tym rzeczom wszedłem w posiadanie ukrytego immunitetu na etapie finałowej dziewiątki, o którym wiedziała tylko Natalie (ale dowiedziała się o nim dopiero po nieudanym blindsidzie). Podsumowując...na prawdę byłem bardzo zaangażowany w grę, bardziej niż kiedykolwiek :D.

Na zakończenie pragnę podziękować Satis za zaproszenie do gry, za to podzieliła się ze mną jako pierwszym trailerem edycji. Odwaliłaś kawał dobrej roboty, oby Hogwart 2 był taki sam, bo lepszy to chyba być nie może ;>
W swojej mowie zawarłem to co jest dla mnie najważniejsze i to z czego jestem najbardziej dumny. Na pewno chcecie wiedzieć więcej, więc czekam niecierpliwie na Wasze pytania, na które z większą lub mniejszą radością postaram się odpowiedzieć ;>.
Także:

Koniec psot

Ostatnio edytowany przez Alexander Carrow (2015-02-06 18:01:07)

Offline

 

#3 2015-02-12 23:48:40

 Alexander Carrow

Zwycięzca

49018135
Zarejestrowany: 2014-12-28
Posty: 133

Re: Mowy Alexandra Carrowa

Tydzień temu pojawiła się mowa wstępna, czas zleciał i teraz przyszedł czas na tą kończącą, ostateczne słowa zanim udacie się oddać głosy. Postaram się, żeby było krótko, dość dużo już mnie czytaliście przez ostatnie dni :D.

Dziękuję za pytania. Większość z nich, jak nie wszystkie były wymagające. Niektóre podobały mi się mniej, niektóre bardziej, ale na wszystkie odpowiedziałem. Starałem się pisać odpowiedzi w taki sposób, aby po ich przeczytaniu nie było żadnych nieścisłości, żeby wszystko stało się jasne. Odpowiadałem wyczerpującą i szczegółowo. Chciałem, żeby to jakoś wyglądało. Napisanie kilku wymuszonych zdań, myśląc tylko o tym, żeby zajęły jak najwięcej linijek nie wchodziło w grę; tak samo jak jakieś suche wyliczanie faktów, plotek i pomyłek. Według mnie jak coś się przedstawia to wypada to choć trochę uzasadnić, czy opisać. I to robiłem, bo co takiego powie Wam informacja, że Asia zdradziła Basię, nie mówiąc o jej przyczynach i skutkach...Mówiąc krótko- nic.

Każdy z nas, kto doszedł do tego finału miał jakiś plan i dochodząc do końca,do dnia numer 39 go zrealizował. Czy plan był ciekawy, ale do cyrku czy nudny, ale skuteczny ; nieważne, grunt, że zadziałał. Moim planem, głównym zamiarem było opieranie się na sile socjalu, o czym już wystarczająco dużo pisałem. Gdy trzeba było zrobić coś ponad  to- robiłem to. Kalkulowałem, analizował, myślałem o tym co jest dla mnie w danej chwili najlepsze. Wygrywałem zadania, żeby pomóc szczęściu. Zawsze znajdą się zarzuty, że "o ten to ciota, bo nie wygrywa nic" i "głupi ma szczęście, ciągle wygrywa", ale są one zupełnie bezsensu. Immunitety są po to, żeby je wygrywać, a jeśli ktoś jest w stanie to robić to tym lepiej dla niego :).

W finale byłem wobec Was szczery, starałem się przedstawiać wszystko tak jak to widziałem z mojej perspektywy. Chciałem, żebyście po przeczytaniu moich opisów byli w stanie zobaczyć to co ja widzę. Podczas całej finałowej rady plemienia byłem całkowicie sobą, już nie udawałem głupiego, porzuciłem wszelkie pozory i przestałem wyolbrzymiać pewne rzeczy, które wcale nie były takie ważne, ani widoczne, ani czasem prawdziwe (jak villainowatość Jacoba). Powtórzę: ten sam charakter- w grze był bardziej..."frywolny", ale odpowiadając na Wasze pytania,zarzuty,cytaty byłem stanowczy i pewny siebie, bo wreszcie miałem okazję, żeby powiedzieć wszystko to co chciałem przekazać.

Każdy z naszej trójki miał inną drogę do finału, różne "środki transportu". Rodzaje przeszkód, które znajdywały się przed nami zależały tylko i wyłącznie od naszych działań, ruchów, dokonań. Starałem się, żeby moja droga była w jak największym stopniu czysta i niezagracona; żeby nie walały się na niej kłody próbujące przeszkodzić mi dalszą podróż. Wydaję mi się, że udało mi się tego dokonać. Pomimo paru potknięć moja trasa była pozbawiona prawie wszystkich niewygodnych odcinków, zostawiając tylko ciekawe skróty. Teraz mogę przywołać ten stary i wyeksploatowany na wszystkie strony slogan "Outwit, Outplay, Outlast". Spełniłem wszystkie trzy założenia. Czy perfekcyjnie? Wątpię. Ale na pewno na tyle skutecznie, żeby mi to pozwoliło z podniesioną głową powiedzieć, iż zasłużyłem na miejsce, w którym się teraz znajduję.

Jak każdy finalista mawia zwracając się do jury na koniec - Teraz władza przeszła na Was i wszystko przez ten krótki, końcowy etap zależy od Was. Każdy z nas chce wygrać, obojętnie co by mówił i czym by się bronił przez ewentualną porażką. Gadanie, że uszanujemy Waszą decyzję jest tak samo stare i przereklamowane jak ten slogan powyżej, ale cóż...sam muszę przyznać, że nie pozostaje nam nic innego :D.

KONIEC PSOT

Ostatnio edytowany przez Alexander Carrow (2015-02-12 23:49:50)

Offline

 
Survivor Hogwart by Satis Verborum

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.emocje-uczucia.pun.pl www.kamikadzeforum.pun.pl www.rpggryf.pun.pl www.gryjava.pun.pl www.wolsung.pun.pl